czwartek, 25 kwietnia 2013

75. 23.04.2013 Lanie na Allianz Arenie / Liebster Award

Od ostatniej notki i opisywanego w nim pierwszego meczu półfinałowego Copa del Rey minęły już wieki. Wiele się również zmieniło.

Copa del Rey
Tak jak się spodziewałam, przegraliśmy tamten dwumecz już na Bernabeu, nie wykorzystując setek. Rewanż był koszmarem, a 1:3 niskim wymiarem kary. Odpadliśmy, a w finale Real zmierzy się z Atletico. Jeżeli Rojiblancos pierwszy raz od dekady chcą wygrać z lokalnym rywalem to mam nadzieję, że zrobią to właśnie wtedy.

La Liga
Sytuacja w lidze ani razu nie zaczęła się wymykać z rąk. Dzięki Bogu za wypracowaną zaliczkę i możliwość kilku wpadek bez wstępowania potu na czoło i nerwowego patrzenia na kolejne miejsca w ligowej tabeli.
Od początku lutego rozegraliśmy 11 kolejek, na które złożyło się 8 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka. Wiadomo z kim i w jakich okolicznościach
Były mecze perełki jak 6:1 z Getafe czy 5:0 z Mallorcą z fantastyczną współpracą duetu Fabregas - Alexis, ale też ostatnia męka z Levante oraz remisy w kiepskim stylu z Valencią i Celtą.
Najważniejszym wydarzeniem objawił się powrót Tito z Nowego Jorku, pierwsze minuty Abiego po roku od przeszczepu, ale także pierwszy hattrick w karierze Cesca, narodziny jego córeczki Lii, synka Pedro - Bryana oraz rekordy Leo, który kontynuował swoją passę kolejnych meczów ligowych z bramką oraz strzelenia przynajmniej jednej bramki każdej drużynie La Liga.
Mistrzostwo coraz bliżej, potrzebne jest jeszcze sześć punktów. Jeżeli w sobotę wygramy z Athletic, a Real jakimś cudem przegra z Atletico - już 27 kwietnia zostaniemy mistrzem Hiszpanii po raz 22. Jeżeli nie, wystarczy kolejna wygrana, tym razem z Betisem na CN.

Liga Mistrzów
Najgorzej jest z Ligą Mistrzów.

Milan
W pierwszym meczu 1/8 ulegliśmy w katastrofalnym stylu Milanowi na San Siro 2:0. Z obecnej perspektywy trochę śmieszy mnie tamten płacz i brak wiary w odrobienie strat, wiedząc co zaprezentowaliśmy i jaki wynik wywieźliśmy z Monachium...

Wtedy pierwsze myśli były oczywiście czarne, ale ani przez chwilę nie wątpiłam w nasz awans. Czytałam fora pełne opinii jak to możemy się już pożegnać z LM, strata jest nie do odrobienia, no ból dupy niesamowity. A ja z każdym dniem przybliżającym do rewanżu byłam pewna - zmieciemy ich. Cały czas pocieszałam się także myślą, że skoro w poprzednim sezonie potrafili wygrać z Arsenalem 4:0, żeby w  rewanżu być bliskim odpadnięcia, a przed laty straty odrobiło przecież Deportivo, to Barca nie da rady? Chociaż w tamten ranek 12 marca obudził mnie sen, w którym to Milan strzelił nam pierwszy bramkę z rzutu rożnego. Chwyciło mnie trochę wątpliwości, bo wiedzieliśmy, że jeżeli stracimy jedną, będziemy musieli strzelić cztery, a to brzmiało jak mission impossible. Misja, która się spełniła.

Milan oprócz słupka Nianga, przy którym miałam zawał na miejscu, nawet nie pierdnął. A ja już po pierwszej bramce Leo wiedziałam, że ćwierćfinał będzie nasz. To był jeden z najpiękniejszych piłkarskich wieczorów w moim życiu. A potem mogłam zaśmiać się w twarz wszystkim niedowiarkom i wątpiącym w tą drużynę. Satysfakcja była niesamowita.

Paris Saint - Germain
Z PSG nie wygraliśmy żadnego z dwóch meczów, ale dzięki bramkom strzelonym na wyjeździe awans do półfinału stał się faktem.
Mecz w Paryżu z uznaniem bramki Zlatana, który znajdował się na kilometrowym spalonym i stratą bramki na 2:2 w ostatnich sekundach był parodią, ale wynik był bardzo dobry, więc chyba nikt nie spodziewał się takich kłopotów w rewanżu. W rewanżu, w którym dopiero Leo z kontuzją wyjaśnił całą sprawę, biorąc udział w kluczowej akcji czyli bramce Pedro na 1:1.
Barca nie zachwycała, a najgorsze miało dopiero nadejść.

Bayern Monachium
Bayern w tym sezonie to prawdziwa bestia. Zapewnił już sobie mistrzostwo Niemiec, jest finalistą krajowego pucharu, klepie wszystkich jak chce i kiedy chce. Nic więc dziwnego, że pierwszy raz od lat to nie Barca była faworytem tego półfinału. Wiedziałam, że będzie nieziemsko ciężko, ale że nie będziemy mieli praktycznie nic do powiedzenia? Dość powiedzieć, że jedyny sensowny strzał na bramkę wykonał... Marc Bartra. Środkowy obrońca. Żałość.

Po pierwszej połowie miałam jeszcze nadzieję na dobry rezultat, bo przegrywaliśmy tylko 0:1, wystarczyło strzelić cokolwiek w drugiej, żeby wynik w perspektywie rewanżu nie był taki zły. Nadzieja ulatywała z każdą kolejną minutą i kolejnymi bramkami Bawarczyków. Tak bezradnej Barcelony nie widziałam chyba jeszcze nigdy. Barcelony, która kompletnie nie potrafiła odpowiedzieć na boiskowe wydarzenia, spuściła nos na kwintę i czekała na wymiar kary. To nie była Barca, którą znamy i kochamy.

Można wybaczyć zły dzień drużynie, ale do jasnej cholery, gdzie był Tito i dlaczego nie zrobił NIC, żeby zmienić obraz gry zespołu i powalczyć o bramkę?! Na początku sezonu przy złym wyniku nie miał żadnych oporów robienia podwójnej zmiany w 50 minucie, która zmieniała mecz i doprowadzała do remontady. Strata drugiej bramki to powinien być ostatni sygnał, w którym należało zmienić coś w taktyce i wprowadzić kogoś świeżego na boisko. Co zrobił Tito? Przeprowadził jedną, jedyną zmianę w 84. minucie przy stanie 0:4!!! No wybaczcie, ale kurwa mać, to był chyba jakiś sabotaż i jawna kpina z kibiców. Mam wrażenie, że każdy bardziej ogarnięty kibic Dumy Katalonii byłby w stanie z marszu poprowadzić tą drużynę lepiej we wtorek na Allianz Arenie niż Tito. I to jest cholernie przykry fakt. Przecież Neuer to chyba nie miał żadnej interwencji! Mógł spokojnie rozłożyć sobie krzesełko, rozwiązywać jakieś pieprzone sudoku i wyrywać kibicki na trybunach, bo i tak wiedział, że nie będzie miał niczego do roboty. Zatrważające.
Mogę wybaczyć wszystko, ale nie brak jakiegokolwiek zaangażowania i walki dla bordowo-granatowych barw. Chyba pojechałam Pepem...

Nie da się nie wspomnieć o arbitrze głównym tego spotkania, Viktorze Kassaiu, który mógł nie uznać trzech z czterech bramek Bayernu tego wieczora. Przy pierwszej Dante uniemożliwił interwencję Daniemu, przy drugiej Gomez był na spalonym, a przy trzeciej nastąpił ewidentny faul na Albie. Mylił się także w drugą stronę, bo ręka Pique była jak w mordę strzelił. Wynik mógłby być inny, ale szczerze w to wątpię. Bawarczycy i tak by nas rozstrzelali, bo po prostu na to zasłużyliśmy.

O wiele bardziej wolę przegrać te 0:4 z Bayernem, który był o klasę lepszy i wygrał całkowicie zasłużenie niż odpaść z najbardziej frajerską Chelsea w historii tylko i wyłącznie przez własną indolencję strzelecką...

Byliśmy w stanie odrobić straty z Milanem, dlaczego nie miałoby się to udać z Bayernem? Bawarczycy byli już blisko katastrofy z Arsenalem w rewanżu i jeżeli ktoś mógłby ją odrobić to jest to tylko Barca. Jakaś mała iskierka nadziei się we mnie tli, jeżeli znów udałoby się nam coś strzelić w pierwszych minutach to kto wie? W końcu to jest Barca, to jest Camp Nou, ta drużyna dała mi tyle powodów do dumy i radości, że nie mam prawa w nich wątpić.

Borussia Dortmund - Real Madryt
Mój humor po meczu był tak parszywy, że obiecałam sobie, że przez miesiąc nie wejdę na fioletową, żeby nie musieć czytać szyderstw i ironicznych komentarzy pod naszym kierunkiem. Jednak pozostał jeszcze drugi półfinał, w którym Real pojechał do Dortmundu na mecz z Borussią i szybko swoją obietnicę złamałam.

Nasza biała braci zawsze miała ogromne problemy na niemieckiej ziemi, więc byłam pewna, że i tym razem nie wywiezie dobrego rezultatu, ale wczorajszy wieczór przeszedł wszystkie moje wyobrażenia. Robert Lewandowski w pojedynkę masakrujący Real i strzelający mu cztery bramki? Nigdy za nim nie przepadałam, rzygam modą na Borussię, 'bo Polacy', ale piłkę grają świetną, a Lewemu należą się po prostu wielkie brawa i szczery szacunek. To, czego dokonał chyba najlepiej obrazują słowa Bońka, który na Twitterze napisał, że przekazuje mu swój tytuł 'bello di note' i opinie, że jego występ przebił nawet 'Dudek Dance' w finale LM Liverpoolu z Milanem. Jego trzecia bramka to był po prostu majstersztyk!

Wypada być tylko dumnym, że Polak znalazł się na ustach całego piłkarskiego świata i całkowicie na to zasłużył. Oby w przyszłości trafił do jak najlepszego klubu, a Borussi życzę z całych sił, żeby nie dali się na Bernabeu, wyeliminowali tą białą hołotę i pozbawili marzeń o mitycznej Decimie.


Liebster Award
Preetishya nominowała mnie już wieki temu, ale skoro postanowiłam skrobnąć co nieco o obecnej formie Barcy to odpowiem też na te kilka pytań. Reguł nie przytaczam, bo i tak zapewne każdy je zna, więc przejdźmy do rzeczy.

1. Jaki kraj chcesz zwiedzić najbardziej ze wszystkich na świecie?
Miłość do filmów indyjskich trwa już siódmy rok, więc nic dziwnego, że zawsze marzyłam o podróży w tamte rejony. Jedzenie, sari, słońce - żyć nie umierać! No i oczywiście także Hiszpania z Barceloną na czele, ale wycieczką po Kraju Basków również bym nie pogardziła.

2. W przyszłości chciałabyś/chciałbyś być bogaty/bogata, ale nieznana czy sławna/sławny, ale biedna/biedny? :D
Najbardziej chciałabym być nieznana i mieć wystarczającą ilość pieniędzy, żeby się utrzymać i spełniać swoje marzenia.

3. Czy lubisz oglądać filmy 'festiwalowe'?
Nie pogardzę żadnym filmem, ale najbardziej siedzę w indyjskim, Bondach i filmografii Timothy'ego Daltona plus mecze, więc na nic więcej tak naprawdę nie mam czasu. :)

4. Gdyby ktoś dał Ci wehikuł czasu, gdzie byś się cofnął? Do jakiego wieku albo roku?
Hm, chciałabym jeszcze raz przeżyć mój pierwszy sezon z Barceloną, czyli 10/11. Ja jeszcze zielona jak murawa na Camp Nou w terminach, piłkarzach, europejskiej piłce, powoli poznająca wszystkie zagadnienia, z każdym dniem coraz mocniej kochająca Barcę, zauroczona Pique, potem wielka i platoniczna miłość do Pepa, która trwa po dziś dzień, przeżywająca remontadę z Arsenalem, manitę z Realem, finał na Wembley, porażkę z Realem w finale Copa del Rey, to były cudowne chwile!

5. Lubisz czytać? Jeśli tak, to co? A jeśli nie, to czemu? Tylko sensowne odpowiedzi, bez żadnych "bo, nie". ;)
Uwielbiam, ale naprawdę brakuje mi na wszystko czasu. Kiedyś czytałam nałogowo, dziś większość mojego czasu spędzam na oglądaniu meczów i filmów. Źle mi z tym, bo sama przyczyniam się do tych niechlubnych statystyk, które mówią, że ludzie potrafią w ciągu roku nie przeczytać żadnej książki! Zatrważające.
Ostatnio czytam tylko gazety sportowe z 'Piłką Nożną' na czele, różne opowiadania na blogspocie (o Barcelonie, Titanicu, The Wanted), uwielbiam harlequiny i wszelkie romanse, teraz zbieram się zacząć 'Syberiadę polską', którą dostałam od koleżanki na urodziny, ale - brak czasu.

6. Czy wiesz kto powiedział "Być albo nie być"? Tylko szczerze, bez sprawdzania w Googlach!
Hamlet oczywiście.

7. Co myślisz o tym 'facebookowym świecie'? Jesteś za tym, że Facebook jest prawie wszędzie?
Ja na Facebooka wchodzę tylko, żeby sprawdzić informacje na fcblogu i w grupie założonej na potrzeby mojej klasy, więc ten szał na 'facebookowy świat' raczej mnie omija. Wolę Twittera.

8. Lubisz jeść słodycze?
KOCHAM! :D Dzień bez czegokolwiek słodkiego jest dla mnie dniem straconym.

9. Czy wiesz jakie państwo ma stolicę Tegucigalpa? (Tutaj też bez Googla, proszę ;D)
Nie mam pojęcia.

10. Gdybyś dostał teraz szansę stworzyć własny kraj, to jaki on by był?
Tym bardziej nie mam pojęcia. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale powiedzmy, że chciałabym, żeby był w ciepłym klimacie, miał dostęp do morza, ludzie byli do siebie przyjaźnie nastawieni, a rząd wiedziałby, co potrzeba państwu, obywatelom i nie było w nim tyle zła. Cóż, utopia. :)

11. Boisz się końca świata, co przez to idzie, czy wierzysz we wszystkie przepowiednie końca świata, typu '2012 - koniec świata'?
Nie, raczej się nie boję i nie wierzę. Koniec świata i tak kiedyś nadejdzie, ale jednak mam nadzieję, że będzie to po mojej śmierci. :)

Niestety ja nie mam kogo nominować, bo działam tu sobie sporadycznie i kameralnie, ale dziękuję za pamięć!

sobota, 2 lutego 2013

74. 30.01.2013 Niedosyt i skandal

Pucharowe zwycięstwo z Malagą, które dało awans do półfinału Copa del Rey i goleada z Osasuną na Camp Nou zwiastowały wyjście na prostą i kontynuowanie zwycięskiej passy po porażce na Anoeta z Sociedad. W końcu regularnie zaczął strzelać Pedro, do formy powraca Alves, seryjnie bramki ładuje Leo, obrona nadal pozwala na wpuszczanie bramek, ale nie jest źle.
Real przed półfinałem został znacząco osłabiony, bo we wczorajszym meczu zagrać nie mógł Ramos, Pepe, Coentrao, Di Maria i ostoja bramki Blancos - Iker Casillas. Grzechem było nie wykorzystanie tej parodystycznej obrony Carvalho - Varane, która aż się prosiła o skarcenie i spuszczenie łomotu. Tylko dlaczego cały czas, gdy wydaje się, że teraz im dołożymy, że na pewno wpakujemy kilka bramek - kompletnie nam nie idzie? Przypomnijmy, że w listopadzie 2010 na Camp Nou miał przyjechać 'najlepszy Real Madryt w historii', a dostał manitę, także w pierwszym meczu półfinałowym LM byli upatrywani w roli faworyta, bo wcześniej wygrali przecież z nami CdR, a jednak pięknie ich wypunktowaliśmy. Ostatnio nam totalnie nie leżą, co musi być dla nich naprawdę nielada komplementem.

Pierwsza połowa to totalna katastrofa, w której graliśmy kompletne nic. Może nie było tak źle jak w rewanżu Superpucharu na Bernabeu, gdzie byliśmy oszołomieni stratą dwóch bramek i tam to dopiero była chujnia z grzybnią, ale dobrze też nie było. Gerard już w pierwszej minucie sfaulował Cristiano przed polem karnym na żółtą kartkę, a Real woził nas jak chciał. Nie byliśmy w stanie narzucić swojego rytmu i przejąć kontroli nad meczem jednak Xavi stworzył dwie genialne sytuacje, które po prostu MUSIAŁY skończyć się bramką. Najpierw trafił w poprzeczkę z rzutu wolnego, a następnie wykorzystał fatalny błąd Carvalho (jak tak się bawił Valdes z Di Marią czy Adriano to szambonurek i Benzema potrafili takie sytuacje wykorzystać z zamkniętymi oczami), piłka zmierzała wprost do bramki, ale Varane wybił ją z linii bramkowej. I już byłoby 2:0 dla nas.

Druga połowa zaczęła się znakomicie, bo już w 50. minucie swoją sytuację wykorzystał Cesc Fabregas, co wyciągnęło trochę Real, który musiał przecież zaatakować. Nagle zrobiło się trochę więcej miejsca na boisku, nasi w końcu mogli rozwinąć skrzydła, co zaowocowało kilkoma patelniami. Pedro Rodriguezie Ledesmo, wytłumacz mi, proszę, JAK MOGŁEŚ NIE TRAFIĆ W TEJ SYTUACJI?! To nie była setka, to była dwusetka! Lopez stał na bramce jak kołek z mokrą pieluchą, a piłka przeleciała obok bramki. Już wtedy pomyślałam, że to się jeszcze zemści. Skoro nie wykorzystuje się takich sytuacji to prędzej czy później rywal w końcu skarci bramką z dupy i się nie pomyliłam. Bo jeżeli miałabym wyróżnić kogokolwiek z obozu przeciwnika za jego grę i postawę to byłby to tylko Varane - strzelec bramki na 1:1. Rozgrywał wczoraj naprawdę niesamowite zawody, a Francuz ma tylko 19 lat! A, nie zapominajcie, że polecił go Zinedine Zidane, to znaczy, że musi być dobry! Szpaku, jak cię kiedyś spotkam to naprawdę nie ręczę za siebie. Powtórzył to chyba wczoraj ze sto razy.

Z naszego obozu na pochwałę zdecydowanie zasługuje Pinto, Pique i Iniesta.
Pinciak dokonywał w bramce cudów. Naprawdę byłam pełna podziwu, bo to były sytuacje zdecydowanie z serii pt. 'Zawał', a ten bronił niezwykle pewnie i skutecznie. W ogóle niezwykle go cenię i kocham miłością bezsprzeczną. Nigdy nie marudził, nigdy nie narzekał, cierpliwie czekał na swoje szanse, a gdy je już dostaje - wykorzystuje z nawiązką. To także dobry duch w szatni, ale nie zapominajmy, mimo 37 wiosen na karku, to nadal świetny bramkarz, który jeszcze nie raz uratuje nam dupę.
Gerard zawalił może na początku z tą żółtą kartką w pierwszej minucie, gdzie obawiałam się, że może potem nie wytrzymać ciśnienia jak z Sociedad i szybko wyleci, ale się pomyliłam. Grał jak prawdziwy profesor i przyćmił nawet Puyiego. Zawsze w pogotowiu, zawsze w tempo, pewnie, a ten czysty wślizg w polu karnym - miód.
Andres w pierwszej połowie nie wychodził z cienia równie kiepsko grających w ofensywie kolegów, ale w drugiej... Niech za podsumowanie służą słowa mojego taty, który oglądał mecz razem ze mną i gdy Don Andres zaczął czarować z piłką stwierdził: 'To jest mistrz'. Nic dodać nic ująć.

O tym, że od wielu minut nie stwierdziłam obecności Leo Messiego, przypomniał mi swoim tweetem dopiero pan Czesław Michniewicz. Nawet nie zauważyłam, że jest na boisku! To chyba mówi wszystko o wczorajszym występie Leo, bo naprawdę nie istniał. Tym razem kompletnie nie potrafił wziąć na barki odpowiedzialności za drużynę i wynik. W końcówce był bardziej ruchliwy, ale tego dnia to było zdecydowanie za mało. Myślałam, że Roura posadzi go na ławce z Osasuną, dając odpocząć przed Gran Derbi i w razie czego wpuści przy niekorzystnym wyniku. Leo nahasał się i wystrzelał jednak na Camp Nou, a na Bernabeu zabrakło pary. Szkoda, bo Ronaldo również nie błyszczał, a mając 17 bramek w klasykach jest bardzo bliski pokonania w tej klasyfikacji Alfredo di Stefano, który ma ich 18. Może uda się w rewanżu.
Od dawna irytuje mnie Xavi, który bez sensu kręci kółeczka, gdy jest możliwość zagrania prostopadłego podania, słabszy był Jordi, także Busiemu brakowało dawnego błysku geniuszu.

Co do oceny pracy arbitra pana Closa Gomeza mam mieszane uczucia.
Słusznie nie podyktował rzutu karnego po ręce Alvesa w polu karnym, bo Brazyliczyk nie kontrolował swojego upadku na plecy, nie wiedział, że jest tam piłka, a rąk przecież sobie w dwie sekundy nie urwie, prawda? Razem z tatą byłam zgodna w tej sytuacji.
Mieliśmy szczęście, że największa madrycka chołota, mianowicie Ramos i Pepe, nie mogła uraczyć nas swoim występem, ale Arbeloa, Essien, Carvalho, Alonso godnie ich zastąpili.
Bardzo lubię prześliczną żonę i córkę Alvaro, ale sam Arbeloa to boiskowy cham i prostak, który meczu bez poskrobania po marchewkach nie przeżyje. Essienowi należała się czerwona kartka w drugiej połowie za przejście się po udzie naszego zawodnika (ależ oni to lubią, kiedyś zrobił to również Arbeloa po udzie Villi, a Marcelo Pedro), Carvalho powinien wylecieć z boiska po 20 minutach, Cristiano powinien otrzymać żółtą kartkę, która eliminowałaby go z rewanżu, rożny, po którym padła bramka dla Realu został niesłusznie przyznany, a to jaki immunitet ma Xabi to się w pale nie mieści. Cały mecz będzie cię kosił, a kartkę dostanie w końcówce meczu albo w ogóle. Kpina. A statystyka fauli i żółtych kartek? Fauli 19 Realu i ze 5 Barcelony. Kartki? 3 - 3. Bez komentarza, bo gdy zacznę pisać rozprawkę na temat to raczej szybko jej nie skończę.

Piękny popis dali również kibice białych zgromadzeni na Bernabeu. Jaka szkoda, że nie mają żadnych własnych przyśpiewek wspierających swój klub, bo jedyne jakie maja to 'Puta Barca' i przeróbka naszego 'O le le, o la la' ze zmienioną końcówką, w której zamiast 'Kibicowanie Barcy jest najlepsze' śpiewają 'Kibicowanie Barcy jest nienormalne'.
Nie obyło się również bez rasistowskich okrzyków w stosunku do Daniego, świeceniem laserami (szczytem było świecenie tym gównem Pinto w twarz, gdy ten leżał na murawie), ale Pique na murawie znalazł nawet... zieloną zapalniczkę.
Żałosne zagrywki żałosnych kibiców równie żałosnego klubu.

Dariusz Szpakowski już od wielu lat powinien znajdować się na emeryturze. To jest po prostu żałosne, że ten człowiek może na wizji mówić co chce, mylić kogo chce, nie ukrywać się z sympatią do Realu i dostawać za to zapewne pokaźną pensję, bo Szaranowicz nie ma serca go zwolnić. Gówno mnie to obchodzi. Ten człowiek czasami nie wie kogo widzi na boisku! W naszym rewanżowym meczu z Cordobą przez całą drugą połowę bajał, że Sergi Roberto jest boisku, mimo że ten już dawno je opuścił z kontuzją, fakt wejścia na murawę Tello odnotował po co najmniej 10 minutach, Jonathana uparcie nazywał Santosem, mimo że chłopak ma na nazwisko Dos Santos, a gdy nazwał Pepa 'Pepe' moja cierpliwość się skończyła i wyłączyłam głos. Wczoraj nie było lepiej, ale najlepsze i tak było, gdy Cesc trafił do siatki, a ten jakby języka w gębie zapomniał, ale jak już chybiał Benzema to darł się wniebogłosy albo przy zmarnowaniu dwusetki przez Pedro: 'Uff, mogło być 2:0'. To jest komentator?! Nawet Borek potrafił się opanować i nas chwalić.

Jednak nic nie przebije Macieja Iwańskiego rodem z Donbasu, który w studiu stwierdził, że Jose Manuel Pinto broni bramki Barcelony tylko dlatego, że jest przyjacielem Leo Messiego. Dobrze czytacie. Sama myślałam, że się przesłyszałam. On to powiedział całkowicie serio. Zaprawdę powiadam, że w życiu nie słyszałam takich bzdur. Nawet teorie śmietankowych, że Messi nie istnieje bez Xaviego i Iniesty albo że nic nie gra w reprezentacji to przy tym tylko bajeczka na dobranoc. CZEGO ON SIĘ NAJARAŁ?! Jak ktokolwiek mógłby o czymś takim pomyśleć?! Co za pierdolenie, no nie mieści mi się to w głowie. Wstyd, że ten facet ma prawo do głosowania w plebiscycie Złotej Piłki i zapewne nie zostanie za to nawet ukrany. Jak można wysnuwać takie teorie wyjęte rodem z dupy? Skąd on to wziął? Jak on to wymyślił? Zresztą nawet nie chcę tego wiedzieć. Bojkotuję TVP, kurwa. To był oczywiście przykład całkowicie bezstronnych i zdrowych psychicznie dziennikarzy. Wnioski wyciągnijcie sami.

Przez noc emocje ze mnie zeszły, ale przeżycie jeszcze raz wczorajszych wydarzeń i przypomnienie sobie pierdolenia Szpaka i Iwańskiego znowu podniosły mi ciśnienie. Wybaczcie.

Tekst był pisany dzień po meczu, a ja przez kolejne dwa nie miałam Internetu. To chyba dobrze, bo gdybym śledziła rozwój wypadków na bieżąco, prawdopodobnie trafiłby mnie jasny szlag. Dlaczego? Już tłumaczę.
Otóż Jose Marii Callejonowi ubzdurało się, że Leo Messi po meczu czekał półtorej godziny, aby nazwać Alvaro Arbeloę ‘głupkiem’, a Aitora Karankę ‘marionetką Mourinho’. Szambo w Madrycie sięgnęło dna.
Czy ktoś wyobraża sobie, żeby po meczu, w którym zawodnicy klubu po raz kolejny polują na kości naszych piłkarzy i są zupełnie bezkarni, odwracali kota ogonem, aby na pewno nikt nie zwrócił na to uwagi i zaczynali medialną nagonkę na ‘świętego i grzecznego’ Messiego, który niesprawiedliwie otrzymał cztery ZP, a jego dobry wizerunek jest tylko kreowany przez media? Świadkowie zaprzeczają i twierdzą, że Leo od razu skierował się do autokaru, a co najważniejsze nie mógł czekać półtorej godziny, bo autokar z piłkarzami Barcelony… wyjechał z Madrytu już po 45 minutach! Ktoś tu kłamie w żywe oczy. I jest to, do cholery, Callejon!
Teraz oczywiście nikt nie pamięta jak bandycko i chamsko zachowywał się w środę Arbeloa, Essien czy Alonso, bo każdy roztrząsa jaki zły jest ten Messi!
Kurwa mać, tu trzeba walnąć ręką w stół, stanowczo powiedzieć jak było, ale nie siedzieć cicho! Już wiele razy udawaliśmy, że ich plucie nam w twarz to deszcz, a Rosell czy Freixa odzywali się kilka miesięcy po fakcie. Tu trzeba radykalnych środków, zerwania jakichkolwiek stosunków z tym madryckim skurwysyństwem, a mi się marzy, żeby w końcu nasi powiedzieli basta i zrezygnowali również z kadry.
ILE, ILE JESZCZE?! Dajemy się kopać, pozwalamy, żeby chodzili nam po dłoniach, udach, puszczamy mimo uszu oskarżenia o doping czy nieuczciwe zdobycie dwóch LM, nie zrobiliśmy praktycznie nic z palcem w oku Tito, a teraz nie próbujemy bronić w mediach naszego najlepszego piłkarza! Uważam Sandro za dobrego prezydenta, ale tu trzeba powiedzieć basta i rozpętać wojnę, nie dać się wciągać w to gówno, nie zasłaniać hasłem ‘Mes que un club’ i nie reagować, ale postawić sprawę jasno i nie dać pozwolić na takie traktowanie. Madryt jest bezkarny, co po raz kolejny udowadnia, a my z tym nic nie robimy! Jasne, że chciałabym, żeby to, co najlepsze pokazać na boisku i nie dawać się sprowokować, ale to wychodzi za daleko, tak wielki Klub jak Barca nie może pozwalać sobą pomiatać!
Ktoś tu ostatnio nazwał mnie hejterem. I dobrze. Jestem hejterem. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek bezpodstawnie obrzucał mój Klub gównem i wycierał sobie nim tą madrycką gębę, cholera jasna.

Była okazja na dobicie leżącego, znów podajemy im pomocną dłoń i dalej nie wyciągnęliśmy wniosków z dwumeczu ze Smerfami. Uwierzcie, że nie ma nic bardziej wkurwiającego. Trochę więcej skuteczności i szczęścia i ze trzy bramki byśmy wywieźli. Przed meczem remis wzięlibyśmy pewnie w ciemno, ale w obliczu takiej drugiej połowy można tylko pokiwać głową nad własnym frajerstwem.
Rewanż dopiero pod koniec lutego, więc zarówno braki kadrowe obu drużyn jak i forma mogą być zupełnie inne. Cholerna szkoda, że nie rozstrzygnęliśmy tego już wczoraj, bo okazja była. Tylko my z niej nie skorzystaliśmy i daliśmy mierdzie kolejne życie.

niedziela, 20 stycznia 2013

73. 16.01.2013 Pep w Bayernie! / 17.01.2013 Victor nie przedłuży swojego kontraktu / 19.01.2013 Frajerska przegrana na Anoeta

Pep w Bayernie!
Pep ostatnio pokazał się publicznie od niepamiętnych czasów na gali Złotej Piłki, gdzie nominowany był do nagrody dla najlepszego trenera 2012 roku. Moje uczucia do tego chudzielca z Santpedor nie zmalały ani trochę: chłonęłam jego słowa, ze łzami w oczach patrzyłam na jego twarz, rozmyślając, że chyba słabo go karmią w tym Nowym Jorku, bo wyraźnie schudł.
Na konferencji przed galą potwierdził, że w przyszłym sezonie wraca do trenowania, ale nie wybrał jeszcze zespołu. Jak się okazuje kontrakt z Bayernem został uzgodniony jeszcze przed świętami, ale Pep nie mógł jeszcze o tym mówić.

Zatem: Pep w Bayernie Monachium! Mister od nowego sezonu ma zastąpić Juppa Heynckesa, który odejdzie na emeryturę i ma podpisać trzyletni kontrakt.

To dopiero było zaskoczenie. Wszyscy byli przekonani, że pójdzie do Anglii trenować United, City albo Chelsea, bo już od dawna było wiadomo, że ma słabość do tej ligi i żałuje, że po odejściu z Barcelony jeszcze jako piłkarz nie udało mu się przejść na Wyspy. Pep oczywiście zaskoczył wszystkich i wybrał Niemcy. Wszystkim wydawało się, że skoro wybrał Nowy Jork jako miejsce wypoczynku to po to, żeby szlifować swój angielski. Okazuje się, że już od dawna potajemnie uczy się niemieckiego. Profesjonalista w każdym calu. Pep szprechający po niemiecku? Ja chcę to usłyszeć!

Bolą mnie te zarzuty w jego kierunku pt. 'Pep niby kocha Barcelonę? Dlaczego więc podpisywał z nią roczne umowy, a z Bayernem od razu na trzy? Zdrada!'
Ludzie, Pep ma ten Klub w sercu. Powiedział, że nigdy nie zrobi niczego przeciwko niemu. Roczne umowy były po to, żeby Klub mógł go bez problemu zwolnić i nie płacić mu ogromnego odszkodowania, bo na przykład gdyby Floro Perez chciałby się nagle pozbyć Muła, musiałby zapłacić mu 20 mln! Wyobrażacie sobie Pepa, który naciągałby tak Barcelonę? Bo ja nie.

Pepowi, który w piątek skończył 42 lata, życzę powodzenia. Tak po prostu. Ujrzenie go po raz pierwszy na ławce innej niż ta Barcelony na pewno będzie dla mnie ogromnym ciosem, ale życie toczy się dalej. Wiem, że on tu jeszcze wróci i jeszcze nie raz wyciągnie nas z bagna. Niech udowodni wszystkim niedowiarkom, że jest najlepszym trenerem na świecie, ale mi nie musi udowadniać niczego. Byle przez te trzy lata ani razu nie trafił na nas w Lidze Mistrzów, bo chyba nie wytrzymałabym tego nerwowo.

Victor nie przedłuży swojego kontraktu
Czwartkowa wiadomość mnie zszokowała. Oglądałam właśnie ostatnie Sport + Extra, gdy nagle pomyślałam, żeby wejść na creusowego Twittera, zazwyczaj moje pierwsze źródło informacji, bo coś mnie tknęło. A tu tweet z informacją: 'Victor Valdes nie zamierza przedłużyć swojego kontraktu'... A takie słowa brzmią podobnie jak 'Puyol bez loków', 'Leo nie dedykujący bramki swojej babci' czy 'Pep w następnym sezonie będzie trenować Real Madryt'. NIEMOŻLIWE. A jednak.

Na razie głosu sam zainteresowany nie zabrał, wypowiadał się tylko Zubi, wiceprezydent Villarrubi oraz Tito na konferencji przed meczem z Sociedad. Z tych wiadomości wiemy tylko, że w czwartek odbyło się spotkanie Zubiego z ojcem i agentem VV, którzy nie dali dojść do słowa zarządowi i zaproponować czegokolwiek tylko od razu zakomunikowali, że Victor nie zamierza przedłużać swojego kontraktu, który obowiązuje do 30 czerwca 2014 roku, jest to decyzja przemyślana i nieodwołalna. A dodajmy, że Klub chciał przedłużyć go do 2018 i zaproponować znaczną podwyżkę. O co więc nagle może chodzić VV?
Ostatnio sam stwierdził na konferencji, że nie wyklucza spróbowania swoich sił w innej lidze, chcąc poznać inne kultury futbolowe i zmienić otoczenie, ale nie miałam żadnych złych przeczuć po przeczytaniu tych słów. Większość piłkarzy mówi takie rzeczy, ale dla mnie to zupełnie normalne.

Nie pomyślałabym, że trzeci kapitan zespołu, portero, który ma zagwarantowane miejsce w bramce od lat i nie ma żadnej konkurencji oraz chłopak, który wychował się w tym Klubie, a w pierwszej drużynie jest o 10 lat może nie zechcieć zakończyć swojej kariery na Camp Nou! Rozumiem te pobudki, o których pisałam wyżej, ale really? Gdzie znajdzie kibiców, którzy nadal będą go wspierać po babolach? Gdzie znajdzie klub, który zagwarantuje mu takie zarobki i niepodważalną pozycję? (szejków i oligarchów nie liczę) Zaczęto już nawet pisać, że Victor był zazdrosny i niezadowolony postawą Klubu, który najpierw zajął się przedłużaniem kontraktu Puyiego, Xaviego i Leo, ale można tym podetrzeć wiadomo, co, bo swoją decyzję VV podjął już podobno w listopadzie.

Tym bardziej mam żal do Victora i jego agenta, który poinformował opinię publiczną o zaistniałej sytuacji w połowie sezonu, gdzie walczymy o półfinał Copa del Rey, a za chwilę zacznie się faza pucharowa Ligi Mistrzów i prawdziwa walka o trzy trofea. Skoro decyzja została podjęta już w listopadzie, dlaczego nie można było poinformować samego Klubu, który przez ten czas mógłby się zająć spokojnym szukaniem zastępstwa, a kibiców i media na koniec sezonu? Teraz Barca jest w niekomfortowej sytuacji, bo każdy inny klub za byle bramkarza zacznie wołać astronomiczne kwoty, bo będą wiedzieć, że na gwałt będziemy musieli kogoś kupić. Victor może znacznie obliżyć loty, bo wie, że miejsce w bramce będzie miał, więc nie będzie musiał się starać. Sprawa kibiców również jest delikatna. Decyzja została ujawniona po prostu chujowo, VV smrodu narobił, a Klub musi teraz świecić oczami. Tak się, kurwa, nie robi. Nie Klubowi, który przez lata ci ufał, przymykał oko na błędy i babole i zawsze cię wspierał.

No i co z obsadą bramki? Propozycji padło już od groma: Ter Stegen, Courtois, Neuer, De Gea, Guaita, Diego Alves, Andres Fernandez, Leno, Reina, Stekelenburg czy może znów postawić na canterę, w której mamy Oiera, Masipa czy też dalekie rezerwy jak Banuz i 17-latek z Juvenil A - Ondoa.
Pinto w tym roku skończy 38 lat i nie można brać go na poważnie w perspektywie bronienia naszej bramki. Pinciaku, żebyś ty był chociaż z 10 lat młodszy...
Cantera 'nie wyprodukowała' nam ostatnio tak naprawdę nikogo wartego uwagi na tej pozycji i nie sądzę, żeby Oier czy Masip pociągnęliby na dłuższą metę.
Zostaje tylko rynek zagraniczny, a wiemy jak newgralgiczną pozycją w Barcelonie jest bramka i to naprawdę nie będzie takie łatwe jak się wydaje. Większość wydaje się nie do wyjęcia (chociaż Thibaut mi się marzy, oj marzy), ale ja poszukałabym na rynku hiszpańskim, żeby chłopak był już zaznajomiony z realiami ligi, językiem, no i ta osławiona gra nogami.

I co zrobić z Victorem teraz? Pozwolić mu grać do końca kontraktu? Zawodnikowi, który już zakomunikował, że chce odejść? Takiego powinno posadzić się na ławce, tak jak to zrobił Bielsa z Llorente w Athletic. Sprzedawać dopóki cokolwiek możemy za niego jeszcze dostać? Próbować przekonać, żeby zastanowił się raz jeszcze i zmienił decyzję? W takich chwilach dziękuję Bogu, że nie jestem Sandro i nie muszę decydować o przyszłości Klubu.

Dobrze byłoby dostać za Victora cokolwiek, bo wszyscy wiedzą jak dajemy się w tych sprawach, ekhem, i za swoich zawodników dostajemy ochłapy. Ale nie jesteśmy mierdą, która swoje legendy wystawia za drzwi. Victor dał nam LM w Paryżu, był kluczową postacią w wywalczeniu sześciu pucharów, babole mu się zdarzały, bo chyba wszyscy nie zapomnimy nieupilnowania bliższego słupka przy strzale Van Persiego na The Emirates czy zabawę z szambonurkiem Di Marią, ale zasługuje na szacunek i godne pożegnanie. Bo chyba nikt nie wyobraża sobie, że taką decyzję podjąłby Puyi/Xavi/Iniesta, a my tak po prostu go sprzedajemy. Bez serca i bez skrupułów.
Żal mi wszystkich 'kibiców', którzy cieszą się z zaistniałej sytuacji i bez żalu żegnają VV. Zaprawdę powiadam: dopiero, gdy odejdzie zobaczymy jakim był skarbem.

Jestem bardzo ciekawa jak zareagują trybuny Camp Nou i jaką postawę przybierze nasz portero. Nie będę go jeszcze żegnać i mu dziękować. Nadal pozostaje częścią Klubu i będzie nią dopóki go nie opuści. Przyjdzie na to czas z ostatnim meczem, a na razie nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to niedługo się stanie... Mam do niego żal i zapewne będzie to narastać, ale pozostaje tylko uszanować jego decyzję.

Frajerska przegrana na Anoeta
Tylko my potrafimy w tak frajerski i niezrozumiały sposób stracić trzy punkty.

W pierwszej połowie powinniśmy wygrywać manitą. I to co najmniej. Oprócz dwóch bramek mieliśmy dwa słupki (Leo i Pedro), stuprocentową sytuację Messiego i niesłusznie odgwizdany spalony. Jednak zamiast dobić rywala bramką na 0:3 dostaliśmy trafienie na 1:2 i coś czułam, że to się źle skończy, zwłaszcza mając w pamięci spotkanie sprzed półtora roku, które tu opisywałam. Również prowadziliśmy 2:0 i również Sociedad zdołało wyrównać. Tamto spotkanie zakończyło się remisem, ale wczoraj nie mieliśmy tyle szczęścia, bo w 90 minucie podobnie jak z Malagą pozwoliliśmy wbić sobie bramkę. Wtedy na remis, wczoraj, która przesądziła o naszej porażce.
Prowadzić 2:0, przegrać 2:3 - nic nie boli bardziej. Już wiem jak czuła się w tym sezonie Sevilla na Sanchez Pizjuan.

Oprócz braku skuteczności i nieumiejętności dobicia rywala trzecią bramką głównym winowajcą porażki jest Gerard Pique, który zasługuje na porządny opierdol i zjebkę. Jak można tak idiotycznie złapać dwie żółte kartki?!
Pierwsza przebija wszystko. Rywal miał wykonywać rzut wolny z dala od naszej bramki, a ten zamiast grzecznie się oddalić, utrudniał jego wykonanie, debilnie stojąc przed piłką, nie mając zamiaru odejść. Idiotyzm w najczystszej postaci. Drugą pokazaną po faulu taktycznym bym jeszcze zrozumiała, ale tylko w przypadku, gdyby nie zarobił poprzedniej! A tak liczył na cud, że Mallenco się ulituje. Można tu mieć pretensje do sędziego, bo to był tak naprawdę jego pierwszy faul, a wcześniej Illarramendi faulował na drugą żółtą, której nie dostał, ale tu nie ma żadnej wymówki. Pique zachował się debilnie. Osłabił swoją drużynę przy stanie 2:1, a gdyby grał dalej, na jego miejsce nie wszedłby Mascherano, który nie strzeliłby samobója, doprowadzając do wyrównania i mamy cały cykl przyczynowo - skutkowy tylko i wyłącznie z jego winy.

Zawalił również Tito zmianami, a raczej ich brakiem. Na początku jego panowania niezmiernie podobało mi się, że reagował natychmiastowo. Gdy coś nie szło potrafił zrobić podwójną zmianę w 60 minucie, odmieniając całe spotkanie. A teraz? Słusznie został wpuszczony Mascherano, wspomagając obronę. Tito nie mógł mieć pojęcia, że akurat jemu zechce się sabotażować i walnie samobója, no cóż, nie każdy jest jasnowidzem, ale aż się prosiło, żeby wpuścić Tello, który rozruszałby skrzydła i spróbował czegokolwiek w ofensywie. Co dostaliśmy? Adriano w 89 minucie. No WTF?! Tito pół godziny czeka ze zmianami, żeby robić je w ostatniej minucie a'la Franz Smuda. Czego oczekiwał? Czemu to miało służyć? Niezbadane są wyroki i zmiany Tito. Aż przypomniały mi się koszmarki Pepa, którego pierwszą zmianą było wpuszczenie Keity za najlepszego w danym meczu ofensywnego zawodnika...

Nie ma co wpadać w panikę. To była nasza pierwsza porażka w tym sezonie ligowym. W 20 kolejce! Szkoda jednak, że dokonała się w tak fatalnym stylu. Nie ma co ukrywać, że jak zwykle w tym okresie zaczęły się cięższe treningi, działają mikrocykle i znów na przełomie stycznia i lutego nie będziemy zachwycać formą. Po to jednak wypracowaliśmy sobie tak ogromną przewagę, by teraz móc z niej skorzystać. Jeżeli Atletico i Real wygrają dziś odpowiednio z Levante i Valencią nadal pozostanie im 8 i 15 punktów straty. To bezpieczna odległość punktowa, ale trzeba mieć się na baczności i przejść to załamanie formy jak najmniej boleśnie.

Teraz należy tylko maksymalnie skupić się na rewanżu z Malagą, bo jeżeli nie uda nam się wygrać i awansować do półfinału to przewiduję masowe samobójstwa...