poniedziałek, 8 października 2012

72. 7.10.2012 Messi 2:2 Ronaldo

Niedosyt. Czuję cholerny niedosyt. Przed meczem brałam remis w ciemno, bo przecież wiemy jaką prowizorkę mamy obecnie na środku obrony, a już po pół godzinie gry z boiska schodził Dani Alves z kontuzją mięśnia dwugłowego uda. Jednak z przebiegu meczu i końcówki wiem, że zasłużyliśmy na więcej.

To nie był tak wielki i emocjonujący klasyk jak opisują to hiszpańskie i katalońskie media. Okej, emocje były, zawirowania też, błędy sędziowskie również, ale jednak nudził. A co gorsza, wniosek jaki można wyciągnąć to Real zrobił dwa kroki do przodu, Barca się cofnęła.
Listopadowa manita była jedyna w swoim rodzaju i szczerze wątpię w powtórne zobaczenie tak bezradnego i bezzębnego Madrytu. W każdym kolejnym starciu byliśmy lepsi, ale Real też z każdym meczem robi postępy, a Muł nas zna jak nikt inny i metodą prób i błędów także rozpracował.

Tak jak w rewanżu Superpucharu pierwsze pół godziny należały do Realu. Co prawda nie rzucił się na nas tak wściekle, ale jednak CR69 strzelił bramkę w swoim szóstym kolejnym klasyku (można go nie znosić tak jak ja, ale jednak to robi wrażenie), a Benzema miał idealną okazję, żeby dobić nas trafieniem na 2:0, ale fatalnie skiksował. To chyba był decydujący moment, po którym zaczęliśmy grać o wiele lepiej. Swoje zrobiła też kontuzja Daniego. Alves, jak ja Cię kocham i broń Cię Panie Boże nie życzę kontuzji, tak dobrze się stało, bo z wejściem Montoyi w końcu zaczęliśmy mieć prawą obronę. To właśnie Dani znowu nie raczył podnieść nogi i powalczyć o zablokowanie Ronaldo. Swoje dołożył też Victor, którego obowiązkiem było pilnowanie bliższego słupka!
Swoją wypracowaną dominację potwierdziliśmy nie akcją a'la Barcelona, ale bramką... z dupy. No jakbyśmy się z mierdami zamienili na koszulki! Chaos w obronie Madrytu, błąd Pepe, Leo przejmuje piłkę i trafia do siatki.

W drugiej połowie, według mnie, istniała tylko Barca.
Messi to jest geniusz. Crack. El puto amo. Magik. Cudotwórca. No brakuje mi określeń. Już w momencie ustawiania przez niego piłki wiedziałam, że to trafi. Byłam pewna. A potem wraz trybunami Camp Nou, bezradnym (nie)świętym Ikerem i biednym CR69, królem wolnych (bwahahaha!), który swoimi Tomahawkami trafia tylko w trybuny, mogłam podziwiać jak ta piłka zmierza z tej odległości do bramki. Tylko taki człowiek jak Leo potrafi w takim momencie wziąć na siebie pełną odpowiedzialność i przejąć obowiązki lidera drużyny.
Druga bramka z rzutu wolnego w drugim z rzędu Gran Derbi. Leo, jesteś moim królem.

Jednak Real zdołał wyrównać, kolejną bramkę strzelił Ronaldo, ale cała akcja poszła po faulu na Inieście, bramka nie powinna zostać uznana! No tak, jak zwykle tylko nam pomagają. Jak żyć?

Swoją obecność zaznaczył również sędzia główny spotkania, pan Delgado Ferreiro. Zapamiętam sobie to nazwisko.
Mecz go przerósł. Dla nas gwizdał wszystko, co popadnie i dawał żółte z dupy. Ale to jakim cudem Alonso przetrwał całą drugą połowę tylko z jednym żółtkiem, popełniając ze trzy faule, w tym jeden chamski od tyłu i nie wyleciał z boiska to ja nadal nie wiem.
No i brak ewidentnego rzutu karnego na Inieście po faulu Pepe, a podyktowanie... rożnego! Chryste Panie, trzymajta mnie.

Swoje dołożył również The Special Five i psychol Pepe.
Muł uważa, że arbiter popełnił POWAŻNY błąd, nie dyktując rzutu karnego na Ozilu, ale zasłania się tym, że Real Madryt to wielki klub i nie powinien mówić o takich rzeczach. Mówi również, że może potrzebuje już okularów, w końcu ma 50 lat i szuka jakiegoś rozwiązania...
Pepe za to bawi nas bajeczką, że nie było karnego na Inieście, że właśnie tacy jesteśmy, lubimy robić teatr, a oni są święci i nieskazitelni jak śmietankowa biel na ich koszulkach i uwaga!, upadają tylko, gdy jest kontakt. Nie zapomniał również dodać, że karny na Ozilu był. Pepe był daleko, ale widział, na pewno był karny! Faulował za to Iniestę, ale biedaczek już o tym zapomniał, tak źle zadziałała na niego bliska obecność tego geniusza.
Wiem, że nad niepełnosprawnymi trzeba się ulitować i nie pogrążać i tak złego ich stanu zdrowia, no ale przepraszam bardzo: JA PIERDOLĘ, KURWA MAĆ, CZY WY PRZECZYTALIŚCIE TO SAMO, CO JA?! ŁODEFAK, CZY ONI ZAPOMNIELI SWOICH TABLETEK? COŚ IM SIĘ PRZEGRZAŁO W MÓZGACH CZY TO MAGIA CAMP NOU TAK ŹLE DZIAŁA NA NASZYCH RYWALI?! JAK MOŻNA BYĆ TAKIM HIPOKRYTĄ DO POTĘGI ENTEJ?!
The Special Nothing oczywiście już nie pamięta przynoszenia kartek z błędami sędziego, nie pamięta oskarżania Pepa o nieuczciwe zdobycie dwóch LM, nie pamięta również 'Por que?'. Pepe nagle zapomniało się o symulkach na Bernabeu w CdR, zdeptaniu dłoni Messiego, potraktowania Daniego z wyprostowanej nogi, skopania Casquero, czy też tego, kto w jego drużynie uprawia największy teatr. A ten, kto w swojej drużynie ma Di Marię i Ronaldo naprawdę powinien się zamknąć.
Z przyjemnością sprawię Mułowi okulary, a Pepe załatwię najlepszego psychiatrę w Madrycie i dobry zakład psychiatryczny. Skoro wykosztowałam się na te szampany dla wszystkich sędziów, którzy w zeszłym sezonie zapewnili mierdzie mistrzostwo, teraz też nie pożałuję.

Kogo można wyróżnić, a kogo zganić?
- Cholernie bałam się Adriano na stoperze, ale okazało się, że jednak ten trzymany w tajemnicy i ćwiczony na kilku ostatnich treningach zabieg zdał egzamin. Oczywiście mogło być lepiej, Brazylijczyk zawalił przy drugiej bramce, ale jak na pierwszy mecz w Barcelonie na stoperze ever i to w GD (!!!) poradził sobie naprawdę dobrze. Zresztą chyba wolę sobie nie wyobrażać, jak na treningach wyglądał Song skoro Tito wolał takie rozwiązanie...
- Jordi Alba, zdecydowanie! Drugi Dani, tyle że na lewej stronie. Ogromnie mi się podobał.
- W drugiej połowie popisówkę grał Busi. Brakowało mi go, bo w ostatnich meczach nie radził sobie zbyt dobrze i nie był sobą.
- Świetną zmianę zrobił Alexis i ta ruleta w końcówce przerwana faulem Xabiego Alonso! Na żółtą kartę oczywiście, ale kto by się tym przejmował.
- Iniesta powinien wywalczyć karnego, był także faulowany zanim padła druga bramka dla mierd, to już pokazuje, że był bardzo istotny, ale mnie szczerze mówiąc nie zachwycał. Cesc to już w ogóle zagrał słabe zawody.
- Antybohaterem był Dani, cień samego siebie. Dziękować Bogu za tą kontuzję, gdyby grał dalej... Montoya już po raz kolejny dał sobie świetnie radę w wielkim meczu (zastąpił Alvesa w finale CdR z Bilbao, a także wskoczył za Adriano ukaranego czerwoną kartką w rewanżu Superpucharu) i nie zawiódł. Dani wypada na trzy tygodnie, teraz będziemy mieli przerwę reprezentacyjną, ale z Deportivo 20 października pożądam Martina. Naprawdę zasługuje na szanse, po raz kolejny to udowodnił.
- Dlaczego Tito nie wykorzystał trzeciej zmiany? Dlaczego nie wszedł Villa za Pedro? Dam sobie rękę uciąć, że gdyby w ostatnich sekundach w miejscu Pedrito znalazł się David, strzeliłby to z zimną krwią i cieszylibyśmy się teraz z 11-punktowej przewagi. Tito, dlaczego?!
- Victor Valdes a 'ręcznik'. To naprawdę świetny bramkarz tylko dlaczego ciągle musi pokazywać się ze złej strony właśnie w klasykach?! Kto by pamiętał o jego paradach chociażby z zeszłego sezonu w meczu na Vicente Calderon z Atletico wygranym 2:1, kto by pamiętał o wybronionej setce z Granadą przy 0:0, kto by pamiętał o Paryżu, Valdes to ręcznik, bo akcja z Di Marią czy puszczenie bramki w pierwszej minucie. I tyle z rzeczowej argumentacji.
Brakuje mi starego, dobrego VV, ale gdy nie ma się obrony, samemu trudno coś zdziałać. Może przydałby się też w końcu zastrzyk świeżej krwi w postaci młodego, utalentowanego bramkarza? Nie wiem. Wiem, że Pinto to najlepszy rezerwowy bramkarz ever, ale lata swoje już ma, trzeba się na tej pozycji ubezpieczyć, a wiemy jak newralgiczna jest w Barcelonie. Nie mówię, że VV trzeba sprzedać w najbliższym okienku, bo nie jestem kibicem, który sprzedaje swoich zawodników po nieudanych meczach (w takim razie Pedro, Pique, Alexisa i Cesca dawno już powinno nie być), ale że trzeba niedługo o tym zacząć myśleć, bo zostaniemy z ręką w nocniku jak teraz z obroną.
- Leo to geniusz. Chyba jeszcze o tym nie mówiłam, nie? Już nie mogę się doczekać momentu gali w Zurychu w styczniu i odebrania przez niego czwartej Złotej Piłki z rzędu. Ronaldo zrobił ogromne postępy, nauczył się grać w wielkich meczach, ale nadal nie może się przy nim równać. Jak to przeczytałam: Leo jest porównywany do Pele i Maradony. Cristiano do Messiego. Dziękuję, dobranoc.

Niedosyt. W końcówce mieliśmy co najmniej trzy dogodne sytuacje do przechylenia wyniku na swoją korzyść. Genialna wymiana piłki między Pedro i Leo, poprzeczka Martina (ach, gdy to wpadło!) i w ostatnich sekundach meczu wyśmienita patelnia Pedrito. Naprawdę było blisko, trzy punkty były na wyciągnięcie ręki, ale chyba w poprzednich spotkaniach wyczerpaliśmy limit szczęścia, więc teraz oczywiście go zabrakło.
Pamiętajmy jednak, że status quo został zachowany. Mierda nie dopuściła do 11-punktowej przewagi, ale również nie zredukowała 8-punktowej. Wydaje mi się, że teraz będziemy grać w grę, kto pierwszy straci punkty i kto lepiej na to zareaguje. Mimo takiej przewagi po siedmiu kolejkach jestem pewna, że liga się jeszcze nie skończyła. W zeszłym sezonie Real miał 10 punktów przewagi, by roztrwonić to w trzy kolejki, a my do GD na Camp Nou zażarcie walczyliśmy i byliśmy blisko doskoczenia na punkt.
Baa, liga się dopiero zaczyna. Zapinamy pasy.


FC Barcelona - Real Madryt
2:2


Bramki:
Messi (31., 61.)

Kartki:
Pedro, Busquets - żółte

Skład:
Valdes, Alves (28. Montoya), Mascherano, Adriano, Alba, Xavi, Busquets, Fabregas (61. Alexis), Pedro, Messi, Iniesta

Ławka rezerwowych:
Pinto, Montoya, Bartra, Sergi Roberto, Alexis, Villa
Tello poza kadrą meczową.

Arbiter:
Delgado Ferreiro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz