niedziela, 5 sierpnia 2012

44. Wywiad z Ceskiem Fabregasem

Wywiad przeprowadzony dla magazynu FourFourTwo. Tłumaczenie blaugrana.pl

Porażki w Arsenalu? Bolesne.
Powrót do domu? Ciężki.
Różnica pomiędzy La Liga a Premiership? Kolosalna.
Cesc Fabregas otwiera się na łamach FourFourTwo.

Cesc Fabregas skupia się nad fotografią trzymaną w ręce, bacznie studiując drużynę FC Barcelony i rozpoznając jej piłkarzy jednego po drugim. Na jego twarzy rysuje się uśmiech. "To Leo Messi," mówi. "Tam stoi Gerard Pique. A ten tutaj to ja."
Poprzedniego wieczora Barca zremisowała 2-2 z Athletikiem Bilbao, po tym jak Fabregas strzelił gola głową, a Messi zdobył wyrównujące trafienie w 94 minucie, zabezpieczając serię spotkań bez porażki z początku sezonu.

Jednak zdjęcie, na którym rozpoznał kolegów nie zostało zrobione ostatnimi czasy. Ma ono dziewięć lat, kiedy trio miało ledwie 15 lat. Znajdą się nawet jeszcze starsze fotografie - trzynastolatkowie podczas zajęć w La Masii czy mały Cesc podróżujący każdego dnia taksówką ze swojego domu w Arenys del Mar do północnej części miasta. To była drużyna - sam Cesc przyznaje, że nie wie dokładnie jak długo trwała ich seria spotkań bez porażki. "To spokojnie mogło trwać z dwa lata."

Obecnie grają ponownie razem i starają się powrócić do tego, co było kiedyś. Na San Mames, Pique, Messi i Fabregas, po raz pierwszy rozpoczęli ligowy mecz razem, od momentu gdy ten ostatni zamienił słoneczną Katalonię na Londyn osiem lat temu. Fabregas nigdy nie rozegrał spotkania w pierwszej drużynie Barcelony przed swoim odejściem w wieku 17 lat.
Pomimo tego, że mieszkał w hotelu, z którego okien niemal widać Camp Nou - oraz który podczas swojej trzeciej nocy po powrocie dzielił z Realem Madryt - Fabregas wreszcie wrócił do domu.

Podczas jego występów w Anglii, FourFourTwo zawsze uważało go za inteligentnego, pełnego ciekawych przemyśleń i rozmownego kandydata do wywiadów. Tym razem również nie zawiódł. Jego włosy znów mogą być przydługawe - coś z czego bardzo często żartuje Pique - lecz chłopiec stał się mężczyzną, którego pewność siebie z pewnością przerasta jego skończone 24 lata.
Tak, Cesc Fabregas ma zaledwie 24 lata.

Jeżeli chodzi o postawę na boisku to jego główka w Bilbao była jedynie najnowszym elementem pasma sukcesów rozpoczętego niemal od razu po powrocie do Katalonii. Fakt ten zaskoczył wielu, którzy zgodnie uważali, że pierwszy sezon Fabregasa będzie głównie opierał się na grzaniu ławy przez pomocnika.

Zaraz, zaraz. Powiedzieliśmy pomocnika? Zmażmy to i napiszmy wszechstronnego atakującego - tak będzie lepiej.

Od pierwszych słów, że jego transfer jest zbędny, do momentu w którym kibice zastanawiają się jakim cudem ta drużyna radziła sobie bez niego. Fabregas już do tej pory grał na wszystkich sześciu pozycjach w ataku i pomocy, zaliczając siedem goli i pięć asyst (w momencie pisania artykułu). "Wsławił się" nawet rozpoczęciem szarpaniny w swoim debiucie przeciwko Realowi, po tym jak Marcelo brutalnie go sfaulował.

Zatem stwierdzenie, że jest to niezwykle udany powrót jest w pełni na miejscu. Lecz z tego co nam zdradza, nie była to łatwa decyzja...
Zatem stara ekipa znowu razem. Grasz z Messim i Pique w jednej drużynie po raz pierwszy od czasów, kiedy mieliście po 15 lat...
Tak, trójka dzieciaków, która grała ze sobą od dwunastego roku życia występuje ze sobą ponownie w klubie takim jak FC Barcelona. Nie spotkałem się nigdy z takim przypadkiem - może w Manchesterze United z Beckhamem, Giggsem, Scholesem, Nevillem i resztą. Jestem bardzo szczęśliwy. Wróciłem do domu i mam nadzieję, że będziemy ze sobą grać przed długie lata. Proces adaptacji przebiegł znacznie szybciej niż się tego spodziewałem.

To dlatego Cię pozyskali, prawda? Dobrze wiedzieli, że szybko się zadomowisz ponieważ posiadasz DNA Barcelony...
Filozofia pozostała ta sama - podawaj piłkę, dominuj jej posiadanie, atakuj. Zauważyłem jednak pewne zmiany od czasów kiedy odszedłem. Pep Guardiola wprowadził inną mentalność, wprowadził drużynę na kolejny poziom. Teraz konkurencja jest większa. Kładzie się również większy nacisk na taktykę. Każdy doskonale wie co ma robić w danym momencie.

Czy jest geniuszem?
Jest bardzo bliski tego miana! Sposób w jaki pracuje, jak przygotowuje nas do każdego spotkania, jak rozpracowuje rywala... Robi to z taką intensywnością i pasją, jaką może się pochwalić bardzo, bardzo niewielu trenerów.

My nie widzimy pracy jaką wykonuje Guardiola. Dostrzegamy tylko znakomitych zawodników. To wygląda bardzo prosto.
Nikt tego nie widzi, lecz to jest niesamowite i z pewnością nie jest łatwe. Za naszą grą stoją wszystkie nagrania, godziny analiz, rozpracowywanie i zrozumienie rywala. Guardiola zawsze szuka rozwiązań, najmniejszych detali. Pragnie żeby każdy z nas brał w tym udział, ponieważ wszyscy gramy na tym samym poziomie - w sumie poza Leo - i pracuje nad taktyką ze wszystkimi zawodnikami ze składu. Jeżeli jednego dnia musimy coś urozmaicić, niezwykle ważne jest abyśmy wiedzieli jak to zrobić oraz dlaczego mamy tak postępować. Istotna jest nie tylko wiedza na temat co robimy, ale również o przyczynach takiego a nie innego pomysłu na grę. Tutaj nie chodzi tylko o trenowanie i granie spotkań. O nie, nie.

Jaka jest zatem Twoja rola w zespole? Grałeś już niemal wszędzie...
W sumie to jeszcze nie wiem! Grałem na prawej i lewej stronie ataku, jako fałszywa 9, na środku pomocy, nawet na lewym skrzydle. Nigdy nawet nie myślałem, że będę grać w Barcelonie jako 9.
Kiedy się zatrzymasz i pomyślisz o Romario, Patricku Kluivercie czy innych gwiazdach które tam grały...wow! Moją rolą jednak nie jest typowy środkowy napastnik, z pewnością nie taki przywiązany do swojej pozycji - jest płynna i pełna ruchu. Leo również nie jest typem napastnika, który czeka na swojej pozycji. On woli szukać miejsca na lewej czy prawej stronie - wszędzie tam, gdzie jest mu wygodniej. Jeżeli postanowi otworzyć prawą stronę, ja nie mogę iść na prawo bo mógłbym mu wejść w drogę i vice versa. To jest naturalne. Interpretujemy i analizujemy wydarzenia na boisku.

Czy różni się to od twojego grania w Arsenalu?
Tak, ponieważ w Londynie biegałem tam, gdzie tylko zechciałem. Mówimy tutaj o podobnej pozycji - zawodnika atakującego z relatywną swobodą poruszania się - lecz gra, którą uskuteczniamy w Barcelonie jest bardziej pozycyjna i taktyczna. Musisz być zsynchronizowany z drużyną. Musisz bardziej uważać na wolne przestrzenie i ruchy twoich kolegów.

Jak bardzo się różni granie w Hiszpanii od tego w Anglii?
Dla mnie różnica jest kolosalna. Nie spodziewałem się tego [dłuższa przerwa]. Słuchaj, nie chcę aby ktokolwiek źle zrozumiał moje słowa. Nie mówię, że któraś liga jest lepsza od drugiej, lecz mentalność jest całkiem inna. Zawsze uważałem, że futbol angielski jest najlepszy i najatrakcyjniejszy do oglądania, ponieważ pada w nim więcej bramek, stwarzanych jest więcej sytuacji oraz wywołuje on ogromną ekscytację. Teraz jednak jestem z powrotem w Hiszpanii i doskonale rozumiem dlaczego tak jest.
W Anglii jest o wiele bardziej alocado [szalenie]. Wszyscy atakują i prą do przodu. Kibice pchają cię do ofensywnej gry a ty masz w głowie tylko jedną myśl: iść naprzód. Dlaczego w Anglii jest tak wiele kontrataków? Dlaczego tak często gra toczy się od jednej do drugiej bramki? Widzisz to i myślisz: "Cholera, lewy obrońca podszedł wysoko, tak samo jak prawy. W tym samym momencie... Dwóch skrzydłowych również robi to samo!"
Normalnym następstwem tego jest gra z kontry. W Anglii zostawia się dużo miejsca.

To się nie zdarza w Hiszpanii?
W Hiszpanii mówią ci, że jeżeli jeden boczny obrońca wychodzi do przodu, to drugi zostaje. Zamykasz się. Defensywny pivot zabezpiecza tyły. W meczach przeciwko Realowi i Barcelonie każda drużyna gra jeszcze bliżej. Ruchy defensywne są tutaj o wiele baczniej analizowane. W Anglii przeciwnik podąża za tobą i jeżeli cię przyciśnie, to o wiele łatwiej jest wymienić dwa podania na jeden kontakt i ominąć go wbiegając na wolną przestrzeń.

Anglia jest jednak bardziej wymagająca jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne, prawda? Jest szybsza, mocniejsza i daje mniej czasu na myślenie...
Czasami grając w Anglii odnosiłem wrażenie, że nie mam w ogóle czasu na myślenie, jednak jest to pytanie o stronę mentalną. Anglicy są bardziej wojowniczy w spotkaniach. Ich serca biją szybko i myślą tylko o tym, żeby być szybsi i twardsi. Ten pęd, ta potrzeba pędu, nie objawia się jednak w tak dużym stopniu na boisku, co w ich głowach. Często nawet trener nie wymaga tego od zawodników - oni sami się tak nakręcają ponieważ...hmm, bo tak. To nie jest kwestia analizy. Jeżeli spojrzysz na ruchy obrońców w Anglii i w Hiszpanii, dostrzeżesz, że tutaj o wiele bardziej opierają się one o taktykę.

Co powiesz o oskarżeniach odnośnie tego, że Hiszpania staje się duopolem takim jak Szkocja? Bardzo dobrzy zawodnicy, tacy jak Juan Mata czy David Silva, otwarcie mówią o tym, że aby coś wygrać musieliby dołączyć do jednego z dwóch wielkich klubów.
Myślę, że jest to trochę niesprawiedliwe. Jeżeli Barcelona i Real tak odstają od reszty stawki, to tylko dlatego że na to zasługują. Kiedy byłem w Anglii to kto wygrywał ligę? Arsenal wygrał w pierwszym roku, lecz przez następne siedem lat był to albo Manchester United, albo Chelsea. Nikt więcej. To samo co w Hiszpanii. United wygrali ponieważ byli najlepsi, tak samo Chelsea. Czy Steven Gerrard musiał opuścić Liverpool? Nie. Myślę, że wszystko to nie dzieje się przypadkowo. Jeżeli Madryt i Barcelona wygrywają, dzieje się tak ponieważ są lepsi i mają lepszych piłkarzy. Jeżeli United i Chelsea wygrały odpowiednio pięć i trzy razy ligę w ostatnich ośmiu latach, czy ile tam tego było, to tylko dlatego, że dobrze wykonują swoją pracę. Ile to już razy słyszałem ludzi mówiących: "W tym roku United nie gra dobrze i nie mają tak mocnego składu..." Mimo to wygrywają ligę. Kiedy muszą wygrać 1-0 po golu w 90 minucie, robią to. To jest prawdziwa drużyna. Rzeczy nie dzieją się z przypadku. Raz, owszem. Możesz sobie pomyśleć - "Jakim cudem wygraliśmy to spotkanie?" Lecz nigdy nie zdarzy się to aż tak wiele razy.

Dlaczego Arsenal nie zdobył kolejnego tytułu?
Hombre, było ciężko. W tamtych czasach mieliśmy drużynę przejściową, byliśmy bardzo młodzi. Krok po kroku najprawdopodobniej najlepsza drużyna Arsenalu odchodziła, a my byliśmy następni i mieliśmy ich zastąpić. Byliśmy generacją młodych chłopaków i bardzo ciężko było zacząć.
Koniec końców walczyliśmy mocno o jedną lub dwie ligi - byliśmy bardzo blisko. Z powodu kontuzji i innych wydarzeń, które po prostu w piłce nożnej się zdarzają, nie daliśmy rady wygrać.

Czy wymówka "na młodą drużynę" nadal działa?
Jasne. Zaczynaliśmy jako 18, 19-latkowie, więc pięć lat później mamy 23,24 lata - to wciąż bardzo młody wiek.

Nie w piłce nożnej...
Chodzi o to, że wszyscy w drużynie mają około 25 lat. Potrzebujesz kogoś kto ma 34 czy 35...

Zawodnika doświadczonego, lidera?
Tak. W szczególności na obronie lub w bramce. Kogoś kto nie boi się odezwać.
Bardzo często również na długie części sezonu traciliśmy przez kontuzje Robina Van Persiego - niesamowity zawodnik. On nigdy chyba nie rozegrał pełnego sezonu bez żadnego urazu. Dla mnie jest to fundamentalna kwestia. Ile asyst wypracowałem Robinowi? Wiele. Dlaczego? Ponieważ jego poruszanie się po boisku jest wspaniałe. Jednak nie zawsze był z nami. Dla zawodnika takiego jak ja, to jest problem. Tak samo jak brak zwycięstw. Mieliśmy dobrą drużynę i graliśmy atrakcyjny futbol. Jestem bardzo dumny z tego, że opłacało się kupić bilet żeby nas obejrzeć w akcji.

Jednak chyba nie można cieszyć się dobrą grą bez zwycięstw przez zbyt długi czas. Czy to dlatego opuściłeś Londyn?
Podjąłem taką decyzję ponieważ uznałem, że jest to odpowiedni moment. Oddałem wszystko Arsenalowi. Grałem ze złamaną nogą, grałem gdy zmarł mój dziadek. Umarł o siódmej rano i trener do mnie powiedział: "Idź do domu." Ja mu odparłem: "Nie, chcę grać". Pojechałem na następny dzień. Oddałem temu klubowi wszystko, jednak po pewnym czasie dochodzisz do momentu, w którym stwierdzasz: "Nie mogę już nic więcej im dać."

Czy byłeś smutny odchodząc?
Tak, bardzo. Na zawsze będę już miał w sobie tę zadrę, ten smutek. Marzyłem o odejściu po wygraniu czegoś, żeby przynajmniej pozostawić po sobie jakiś tytuł. Po tym wszystkim co się tam zostawiło, czego cię nauczono... Nigdy jednak nie mieliśmy drużyny takiej jak Chelsea czy United, które zawsze miały trzon siedmiu czy ośmiu zawodników grających razem przez kilka lat. My zawsze się zmienialiśmy: jeden przychodził, inny odchodził a jeszcze inny chciał odejść... To robi różnicę.

Czy Arsenal popełniał błędy? Czy robił to Wenger?
Kocham Arsenal i nigdy nie wypowiem na ich temat złego słowa, lecz z pewnością musieliśmy popełnić kilka błędów, ponieważ w innym przypadku coś byśmy wygrali. Nigdy nie powiem o Arsenalu nic, co nie jest pozytywne, ponieważ było tam wspaniale. Kocham ten klub i Wenger był dla mnie jak ojciec. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Nigdy nie lubiłem, gdy zawodnik odchodził z klubu i automatycznie zaczął narzekać. Jeżeli masz coś do powiedzenia, to powiedz to wtedy, gdy jeszcze tu jesteś. Ja zawsze byłem szczery. Jako kapitan, jeżeli mi się coś nie podobało to od razu o tym mówiłem.

Wielu kibiców jednak było niezadowolonych z tego, jak się to wszystko potoczyło. Jednym z incydentów, który ich najbardziej rozzłościł był moment, w którym koledzy z reprezentacji włożyli na ciebie koszulkę Barcy podczas celebracji zdobycia Mistrzostwa Świata.
Fanom Arsenalu nie spodobało się to i doskonale ich rozumiem. Możesz jednak wyraźnie zobaczyć, że to nie ode mnie zależało. Ja nawet nie wiedziałem co oni na mnie wkładają. Możesz kontrolować rzeczy, które zależą od ciebie, lecz gdy zawodnicy robią coś takiego z zaskoczenia, to wtedy nic na to nie możesz poradzić. Kibice Kanonierów w końcu to zrozumieli.

Z pewnością powinni również zrozumieć twoje odejście. Jesteś Katalończykiem, wychowankiem Barcelony i miałeś okazję na ponowne granie w jednej drużynie ze swoim najlepszym przyjacielem, Gerardem Pique oraz Leo Messim. Barcelona jest najlepszą drużyną na świecie i jedną z najlepszych w historii. W związku z powyższym był to bardzo logiczny ruch. Czy jest dla ciebie zaskoczeniem, że tak wielu ludzi tego nie rozumie?
Główną kwestią jest to, że ludzie mówili że poszedłem na łatwiznę: "On idzie grać z Messim, on idzie zwyciężać..." Ja jednak uważam, że wybrałem najtrudniejszy wariant. Muszę pracować dwa razy mocniej, aby zapewnić sobie takie miejsce w drużynie, jakie miałem w Londynie. Nie mam zagwarantowanego miejsca w podstawowym składzie. Konkuruję z najlepszymi środkowymi pomocnikami na świecie, jednymi z najlepszych w historii. Jeżeli wszystko idzie dobrze to Barca jest najlepszym klubem na świecie, lecz jeżeli coś pójdzie nie tak i zobaczysz na trybunach białe chusteczki to co zrobisz? Pójdziesz do domu i z niego nie wyjdziesz. Nie wyjdziesz.
W Londynie, nawet jak przegraliśmy to wychodziłem do miasta coś zjeść, miałem swoje życie. Jesteś idolem, kapitanem, grasz w każdym meczu, nie wygrywasz niczego przez siedem lat ale spoko, kibice na trybunach wciąż śpiewają...

To chyba dobrze, prawda?
Tak, w pewien sposób. Jednak często mi czegoś brakowało. Często chciałem powiedzieć: "Chrzanić to! Jeżeli gramy źle to niech nas wygwiżdżą." Nikt tego nie lubi, lecz mi brakowało tej presji, tych żądań. To pomaga ci się rozwijać. Za czasów w Arsenalu czuło się mniej więcej coś takiego: "Jak wygramy to super. Jeżeli nie to, cóż, jesteśmy bardzo młodzi, jesteśmy to, jesteśmy tamto... no pasa nada [wszystko w porządku]."

Jaką rolę w podjęciu decyzji miała kadra narodowa? Przez grę z Iniestą i Xavim w meczach klubowych, możliwe że masz lepsze argumenty na przekonanie selekcjonera, że na szczeblu reprezentacyjnym również możesz to robić. Przecież przed transferem nie byłeś regularnym zawodnikiem pierwszej jedenastki reprezentacji Hiszpanii...
Zawsze myślałem, że jeżeli grasz dobrze w klubie to będziesz również grał w reprezentacji. Miałem jednak momenty w Arsenalu gdy myślałem, że gram dobrze. Myślałem wtedy: "Tym razem muszę zagrać." Zawsze jestem wobec siebie krytyczny: gdy zasługuję na grę, wiem o tym. Gdy nie zasługuję, również mam tego świadomość.
Nigdy nie będę narzekał, lecz wewnątrz siebie doskonale wiesz. Mogłem grać fantastycznie, dostać się do kadry i nie grać w niej. Po sześciu takich latach myślisz sobie: "Cholera, coś jest nie tak."
Iniesta i Xavi są najlepszymi zawodnikami na świecie i nigdy, przenigdy nie będę tego kwestionował. Są jednak w drużynie inne pozycje...

Czy, nawet pomimo wygranej, byłeś zawiedziony po Mistrzostwach Świata?
Jestem bardzo dumny z tego, że gdziekolwiek byłem z moimi kolegami z drużyny, zawsze ich wspierałem. Zawsze się z nimi śmiałem. Nigdy nie byłem problemem.
Lecz gdy szedłem do swojego pokoju i gdy byłem w nim sam, ogarniał mnie smutek. Widziałem, że nie biorę w tym całkowicie udziału, nie jestem w to tak bardzo zaangażowany. Lepiej myśleć o tym w momentach odosobnienia. Gdy gram to lubię jak koledzy z drużyny są po mojej stronie, zatem ja również zawsze muszę być z nimi. Lecz w moim pokoju, gdy jestem sam, sytuacja ulega zmianie. Rozmawiasz z rodziną i się zastanawiasz: "Co jeszcze muszę zrobić?"
Oczywiście są Xavi i Iniesta, lecz nie mogę spędzić całego życia mówiąc: "No tak, są przecież Xavi z Iniestą, więc żaden problem." Dlaczego? Ponieważ jest to usprawiedliwianie się przed tym, że jesteś mało ambitny. To nie jest pomocne. Chciałem zrobić krok naprzód i udowodnić, że możemy grać razem i że jestem wystarczająco dobry.
Od zawsze wyczuwało się, że jeżeli Xavi i Iniesta grają to, "Cesc...[gwiżdże] spadaj na ławkę!"
Vicente del Bosque ma inny sposób na grę. Wystawia dwóch centralnych pomocników, daje trochę więcej swobody Xaviemu, i przesuwa Iniestę trochę bardziej na skrzydło. Co będzie dalej, zobaczymy...

Wszystkie powyższe fakty budują prawdziwy obraz tego, dlaczego opuściłeś Arsenal i przeszedłeś do Barcelony...
Zgadzam się. Dodać do tego trzeba jeszcze to, że w Londynie spędziłem połowę swojej kariery. Od 16 do 24 roku życia daje osiem lat. Osiem lat. Za następne osiem będę miał 32 lata i myślał o zakończeniu kariery. Pomyślałem zatem, że jest to odpowiedni moment aby zaryzykować i postarać się osiągnąć wspaniałe rzeczy w futbolu. Doskonale wiem, że mogą się one wcale nie wydarzyć... Musiałem jednak spróbować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz