niedziela, 5 sierpnia 2012

58. 22.01.2012 Koncert Messiego w Maladze

Cóż, to będzie bardzo krótka i nieskładna pomeczówka.
Właśnie zakończył się mecz z Malagą, a ja jutro wybywam na trzy tygodnie, więc to moja ostatnia okazja, żeby szybko ją podsumować. Dostęp do internetu jako taki będę miała, ale okazji do obejrzenia przyszłych spotkań nie będzie raczej żadnych. Sporo mnie ominie, a ja modlę się tylko, aby moja klątwa nie objawiła się już w środę i żeby nie nastąpił żaden kataklizm.

Najważniejsze, że w końcu pewnie wygraliśmy na wyjeździe. Oglądanie wymęczonych zwycięstw z Gijon, Granadą i furę remisów już dawno przestało być zabawne. Bez problemów połknęliśmy tylko Madryt, a jak wiadomo motywować nas wtedy nie trzeba.

Pierwsza połowa była nerwowa, ale Victor popisywał się genialnymi paradami przy stanie 0:0. Kto wie jakby się to potoczyło, gdyby Malaga pierwsza strzeliła bramkę. Jednak w 34. minucie Adriano posłał bramkę do Leo, a temu pozostawało już tylko wpakować piłkę do bramki głową. Niee, Messi wcale nie jest piłkarzem kompletnym. Bramki głową to przecież tylko przypadek, a nie żaden geniusz, phi!

Druga, podobnie jak na Bernabeu, zaczęła się od wielkiego uderzenia.
Strzał Thiago broni Caballero, Adriano przejmuje piłkę, podaje do Thiago, ten znów trafia w bramkarza andaluzyjskiej drużyny, ale na posterunku czuwa Alexis i zdobywa siódmą bramkę w lidze. Uwielbiam tego Chilijczyka!
A potem znów błyszczy tylko Argentyńczyk. Jego atomowy strzał z rzutu wolnego zatrzymuje się na poprzeczce, tak że Caballero nie wie, gdzie się znajduje. Potem w absolutnie swoim stylu mija obrońców jak tyczki i strzela w długi róg, następnie trafia prosto w bramkarza, a na koniec po podaniu Pedro, biegnie przez pół boiska, mijając kolejne zastępy obrońców i hat - trick staje się faktem, a spokojnie strzelić mógł jeszcze ze dwie. Cieszy jego dobra forma w dzisiejszym spotkaniu, w środę musi przecież wbić kolejną szpileczkę Madrytowi.

Szkoda, że Malaga obudziła się dopiero po straceniu czterech bramek. Ale i tak szacunek, że powalczyli chociaż o bramkę honorową. Trochę szkoda, bo Valdes zasłużył dzisiaj na czyste konto.

Bardzo podobał mi się Busi, cichym bohaterem był też Adriano, który wykreował dwie bramki, mam nadzieję, że uraz nie jest groźny, pewna defensywa, Dos Santos zaliczył naprawdę niezłe dwadzieścia minut, cieszy też powrót Pedro. Rzuciło mi się w oczy strata wielu piłek przez Andresa i Thiago bez większego błysku, ale grał poprawnie.
Ważne też, że zagraliśmy naprawdę dobre zawody, wiedząc kogo nie było na boisku, a odpoczynek dla kluczowego Xaviego, Puyiego i Cesca jest niezbędny.

Ten, kto nadal doszukuje się wyimaginowanych konfliktów między Leo a Alexisem powinien stuknąć się w głowę.

Leo, kolokwialnie mówiąc, rozwalił system doszczętnie. Widać, że chciało mu się grać, nareszcie widzieliśmy jego firmowe zagrania, to był koncert w jego wykonaniu. A ten wolny - cud, miód i orzeszki, jaka szkoda, że to nie wpadło.
Kto wie czy to nie był najlepszy mecz w jego wykonaniu w tym sezonie? Chociaż ja dołożyłabym również hat - tricka z Atletico. Jedną bramką przegania również CR7 w walce o Pichichi.
Przełamaliśmy gorszą passę na wyjazdach i wywieramy nacisk na Madrycie. Tracimy do nich tylko dwa punkty, a oni za kilka minut rozpoczną mecz z Bilbao. Baskowie w kaszę nie dadzą sobie dmuchać, szczerze liczę na ich dobry mecz i urwanie mierdkom punktów. Zapewne zakończy się pogromem, bo Real jest podrażniony porażką z nami, ale pomarzyć można, prawda?
W środę rewanżowy mecz Copa del Rey, pierwszy klasyk, którego nie dane będzie mi zobaczyć, ale mierdy wykopać trzeba i tak, i tak. Oby w wielkim stylu.
Visca el Barca!


Malaga CF - FC Barcelona
1:4

Bramki:
Messi (34., 51., 82.), Alexis (48.)

Kartki:
-

Skład:
Valdes, Alves, Pique, Mascherano, Abidal, Busquets, Thiago, Iniesta (73. Pedro), Adriano (67. Dos Santos), Messi, Alexis (64. Cuenca)

Ławka rezerwowych:
Pinto, Puyol, Pedro, Dos Santos, Cuenca, Xavi, Fabregas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz